Sztorm Grupa
Nie masz planów na MAJÓWKĘ? Sprawdź rejsy

Są z nami, choć już na wiecznej wachcie… vol.1

sizer
bf42232d437fd_sa-z-nami-choc-juz-na-wiecznej-wachcie-vol-1.png
Karolina Kaczmarek

26 października 2018

Zbliża się listopad – czas, kiedy wspominamy zmarłych. Zapalamy wtedy świeczki, głównie na grobach. Ale wielu wodniaków stawia je także nad brzegiem jezior – ku pamięci żeglarzy, którzy odeszli na wieczną wachtę. Dziś zabieramy Was w rejs pamięci, żeby wspomnieć sławnych marynarzy oraz mniej znanych żeglarzy i żeglarki. Symbolicznie chcemy przypomnieć sylwetki dziesięciu wybitnych postaci, które z dumą zaprosimy na pokład Sztormowej DZ-ty.

Historia polskiego żeglarstwa pełna jest wybitnych postaci. To ludzie wielu pasji i różnych zawodów. To twórcy i współautorzy kluczowych organizacji w środowisku żeglarskim. To charyzmatyczne osobowości, odbudowujące historię polskiego żeglarstwa na nowo po II wojnie światowej. To ambitne damy i wielcy panowie. To ludzie, dzięki którym dziś tworzy się także historia Sztorm Grupy. To niepodważalne autorytety, które były, są i będą jednym z kluczowych elementów skutecznego wychowania obecnej i przyszłej kadry instruktorskiej Sztorm Grupy, kursantów na żeglarza czy sternika jachtowego oraz małych adeptów na wilki morskie – Piraciątek i Sztormiaków.

Dziesięciu Załogi, dwie wachty

Lista wielkich, którzy mieli ogromny wpływ na polskie żeglarstwo, a teraz pływają po Niebiańskim Oceanie nie jest wcale krótka. Tym bardziej nie jest łatwo wybrać i przywołać w pamięci zaledwie kilka osób.  W rejs wspomnień chcemy zabrać Dziesiątkę Załogi – z prośbą i życzeniem, żeby rozgościli się na pokładzie naszej Sztormowej DZ-ty. Chcąc poświęcić im więcej uwagi, przedstawimy dwie wachty. W tej odsłonie poznajcie pierwszą piątkę zasłużonych!

Ojcowie Yacht Klubu Polski

Zastanawialiście się kiedyś, czy można wskazać jednego żeglarza z Yacht Klubu Polski, który się najbardziej zasłużył dla żeglarstwa? Sztorm Załoga zgodnym chórem powie – tak, to generał Mariusz Zaruski (1867-1941).

Człowiek wielu pasji – pasjonat żeglarstwa, zaangażowany taternik, prozaik i poeta. To także wybitny żołnierz i bojownik o niepodległość Polski. W młodości odbył szereg rejsów dalekomorskich. Założył Sekcję Narciarską Towarzystwa Tatrzańskiego i Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, któremu jednocześnie przewodził.

Po odzyskaniu niepodległości służył w Wojsku Polskim. Został mianowany generałem brygady, a po przejściu w stan spoczynku zaczął działać na Pomorzu w Yacht Klubie Polskim (YKP). Był prezesem Polskiego Związku Żeglarskiego (PZŻ) i kapitanem harcerskiego szkunera „Zawisza Czarny” (tak, żaglowca na którym obecnie co roku pływamy na kultowym rejsie Listopadowe Harpagany na Zawiszy Czarnym! :)).

W tym miejscu nie można pominąć drugiego z organizatorów YKP. Był nim Antoni Aleksandrowicz (1868 -1941) – polski architekt, artysta malarz, scenograf i dekorator, pasjonat żeglarstwa i pierwszy w Polsce konstruktor łodzi żaglowych.

Zaledwie po roku działalności YKP wspólnie dokonali zakupu dwóch jachtów dla celów szkoleniowych: „Witeź” i „Gryf”. Na pierwszym z nich odbył się rejs morski do portów Danii i Szwecji. Dzięki niebywałym wysiłkom Zaruskiego i powołaniu Komitetu Floty Narodowej zakupiono inne słynne jednostki: „Dar Pomorza”, „Lwów” i „Zawisza Czarny”.

W kwietniu 2011 r., podczas XXXIX. Nadzwyczajnego Zjazdu Delegatów YKP, zarówno Antoniemu Aleksandrowiczowi, jak i gen. Mariuszowi Zaruskiemu nadano pośmiertnie Godność Komandora Honorowego Yacht Klubu Polski.

Syn pruskiego oficera, obrońca polskiego wybrzeża

Na początku października br. w Helu odbyły się uroczystości pogrzebowe dowódcy Marynarki Wojennej w okresie II RP i dowódcy Obrony Wybrzeża we wrześniu 1939 roku, admirała Józefa Unruga i jego żony Zofii. Ich szczątki przypłynęły z Francji do Polski na pokładzie okrętu ORP Kościuszko.

Józef Unrug (1884-1973) urodził się pod Berlinem, władał językiem niemieckim lepiej niż polskim. Jednak – jak sam wspominał – pierwszego dnia wojny zapomniał, jak się mówi po niemiecku, a przebywając w niemieckim obozie komunikował się wyłącznie przez tłumacza.

Unrug wprawdzie zapisał się bardziej na kartach historii Marynarki Wojennej, niż żeglarstwa, ale nie można pominąć tej sylwetki – zwłaszcza, że to on kupił pierwszy okręt ORP „Pomorzanin”. Poza tym to prekursor polskiego szkolenia oficerów i podoficerów marynarki. Był wizjonerem, pierwszym, który zauważył potrzebę budowy portu w Gdyni.

Po wojnie nie powrócił do kraju i przebywał na emigracji – w Wielkiej Brytanii, Maroku i Francji. W swoim testamencie zastrzegł, że sprowadzenie jego szczątków do Polski będzie możliwe po zrehabilitowaniu oficerów Marynarki Wojennej RP, którzy zostali niewinnie straceni przez komunistów lub zmarli w więzieniu.

Dookoła świata na drewnianym jachcie

O odbyciu samotnego, wokółziemskiego rejsu pod żaglami marzył długo. Dzięki oszczędnościom, które zawdzięczał swojej pracy za granicą, mógł zrealizować to marzenie własnymi siłami. Nie było mu łatwo, pomagało mu wiele osób i instytucji (jak PZŻ, PMH czy Marynarka Wojenna). Tak w skrócie wygląda historia Leonida Teligi.

Leonid Teliga (1917-1970) w młodości miał dwie pasje – medycynę i żeglarstwo. Niestety, nie udało mu się zostać „zawodowym” żeglarzem. Był dziennikarzem, aktorem, pisarzem i tłumaczem, pływał na statkach rybackich, uczył młodych adeptów żeglarstwa. Dopiero tuż przed swoimi 50-tymi urodzinami pokazał całemu światu, że jak się w coś mocno wierzy, to można to zrealizować. Wtedy Teliga spełnił swoje drugie marzenie – rozpoczął samotny rejs dookoła świata na drewnianym jachcie „Opty” i został pierwszym Polakiem, który tego dokonał. Rejs trwał ponad 2 lata. W tym czasie walczył nie tylko z siłami natury, ale także ze swoimi słabościami i chorobą nowotworową.

Budowę swojej jednostki zlecił według projektu s przed II wojny światowej (autorstwa Leona Tumiłowicza), dzięki czemu stał się właścicielem pełnomorskiego jachtu o drewnianej konstrukcji typu Konik Morski.

Rejs zakończył się 30 kwietnia 1969 r. w Casablance. Stan zdrowia Teligi nie pozwolił mu na powrót do Gdyni jachtem. „Opty” wrócił do Polski na pokładzie statku m/s „Orłowo”, a jego kapitan – samolotem. Z lotniska w Warszawie Leonida Teligę zabrała karetka pogotowia. W kraju przeszedł operację. Niestety stan jego zdrowia poprawił się na krótko. Zmarł w maju.

Na marzenia nigdy nie jest za późno!

Kiedy był chłopcem interesował się podróżami. Książka i atlas geograficzny były jego nieodzownymi towarzyszami. W roku 1945 wraz z rodziną osiedlił się na Ziemiach Odzyskanych w Koszalinie. Zahipnotyzowany turkusowym morzem i złocistymi plażami czuł, że historia jego życia zapisze się wśród fal. Nie mylił się.

Zbigniew Puchalski (1933-2014), choć urodził się w Warszawie, swoje serce oddał morzu. Po tym, jak osiadł z rodziną w Koszalinie, zapisał się do Klubu Ligi Morskiej i ukończył kurs w Państwowym Centrum Wyszkolenia Morskiego w Gdyni.  Wyjechał jednak na Śląsk, gdzie podjął naukę w Liceum Przemysłu Hutniczego w Chorzowie. Lata nauki, to jednocześnie czas ciężkiej pracy – po szkole podejmował roboty na nocnych zmianach w kopalniach węgla kamiennego, a w soboty i niedziele przy rozbiórce i remoncie pieców martenowskich w Hucie Batory.

Jedynie w wakacje miał kontakt z morzem. Spędzał je w macierzystym klubie żeglarskim „Tramp”, żeglował po jeziorze Jamno i Bałtyku. Ponadto pracował jako ratownik na nadmorskich plażach.

Ukończył studia na Wydziale Metalurgii Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, a po uzyskaniu dyplomu magistra inżyniera wreszcie wrócił do Koszalina i objął posadę starszego technologa w Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. Kiedy opatentował autorski wynalazek, uzyskane tantiemy przeznaczył na budowę jachtu pełnomorskiego i podnoszenie kwalifikacji żeglarskich.

Pomimo, iż żeglugą zainteresował się w młodości, to patent jachtowego sternika morskiego zrobił dopiero w wieku 31 lat. Na tym jednak nie poprzestał i uzyskał także stopnie jachtowego kapitana żeglugi bałtyckiej, a następnie żeglugi wielkiej. Jacht „Miranda”, na którym wyruszył w rejs dookoła świata, wyremontował siłą własnych rąk i z pomocą Stoczni im. Komuny Paryskiej. Jego samotna wyprawa przez morza i oceany trwała cztery lata.

Sztormowe Światełko dla drugiej wachty

Już teraz zachęcamy, żebyście odwiedzili nas za tydzień. Zapraszamy do wspominek z drugą wachtą. Tym razem na pokład Sztormowej DZ-ty zaprosimy: nestorkę żeglarstwa wśród kobiet, wielkiego pechowca (którego nie dość, że pochłonął Trójkąt Bermudzki, to w dodatku ówczesna władza przyćmiła jego osiągnięcia), wybitnego konstruktora jachtów żaglowych, pasjonata żeglarstwa w pełnym znaczeniu tego słowa oraz łowcę przygód i kompozytora jednocześnie.