Prawie każdego dnia, w przerwie między pracą, studiami a snem, wsiadają do autobusu, auta czy też na rower i pędzą do szkutni. Od ponad 2 lat każdą wolną chwilę poświęcają na prace przy budowie własnych jachtów klasy Setka! Mowa o trzech wyjątkowych osobach z naszego otoczenia – Edycie, Rafale i Adamie, którzy wspólnie tworzą projekt 3×100 Sailing. Wielu z Was miało okazję poznać ich podczas eventów, kursów żeglarskich na Zalewie Zegrzyńskim oraz w roli Wychowawców i Sterników podczas letnich obozów żeglarskich na Mazurach. Odwiedziliśmy ich w szkutni i opowiedzieli nam o swoich projekcie i planach. Jesteście ciekawi? Zapraszam do krótkiego wywiadu z Edytą Krakowiak.
Karolina Kaczmarek: 3X100 – 3 osoby, 3 łódki, samotne przepłynięcie Atlantyku. Kiedy zakiełkował pomysł na ten projekt? Kto z Was był inicjatorem i prowodyrem akcji? Opowiedzcie w kilku słowach jak to się wszystko zaczęło.
Edyta Krakowiak: Team trzyosobowy, ale to zawsze zaczyna się od jednej ? W naszym przypadku był to Rafał, który trzy lata temu jako pierwszy dowiedział się o projekcie setek i jako pierwszy zobaczył tą łódkę na własne oczy. Był to Atom Piotrka Czarnieckiego na targach w Warszawie. Była to wtedy w jego oczach jakaś nowa, ciekawa konstrukcja. Zaczął zgłębiać temat i nie dawał spokoju Adamowi, zarzucając go opowieściami o regatach, o łódkach, o budowie. Pierwszy raz pojawił się pomysł, czy może nie wystartować w kolejnej edycji i nie zrobić własnych setek. Później Adam podchwycił temat i zaczął w dokładnie ten sam sposób opowiadać o tych łódkach mi (Edyta). Moja odpowiedz dość szybko była prosta. Zróbmy to. W lecie, 2017 roku oficjalnie nazwaliśmy się “3×100 sailing”, założyliśmy stronę na FB i zaczęliśmy przyzwyczajać się do pomysłu, zdobywać kolejne informacje i składać to wszystko w całość. Tuż przed wigilią, zamówiliśmy plany. Rafał był wtedy w Australii i dostał plany do łódki pod choinkę ? My z Adasiem po raz pierwszy otworzyliśmy paczkę z trzema teczkami zawierającymi schematy jachtów i pozwoleniem na budowę… w piwnicy w Tawernie Korsarz na sam koniec Sztormowej Wigilii ? Aż do wiosny czekaliśmy z kolejnym większym krokiem, zaczytując się w blogach uczestników poprzedniej edycji. Tuż przed majówką, Edyta i Rafał odebrali wielkie zamówienie na sklejki i listewki, które przewieźliśmy do.. garażu na Bielanach, gdzie mieliśmy swoją pierwszą bazę. Jak przestaliśmy się tam mieścić, wywieźliśmy wszystko do Jadwisina nad Zegrzem (na przeciwko Promenady ? ) Na jesieni zeszłego roku musieliśmy opuścić hangar z którego korzystaliśmy. Łódki były wyciągane z wody i musieliśmy oddać im ich schronienie na zimę. Tak znaleźliśmy się na Wale prawie w centrum Warszawy, gdzie urzędujemy do teraz.
Karolina Kaczmarek: Gdybyście mieli opisać się w 3 zdaniach – kim jesteście, co byście powiedzieli o sobie?
Edyta Krakowiak: Jesteśmy trójką młodych żeglarzy, dla których stało się ono nieodłączną częścią naszego życia. Każdy z nas ma różne umiejętności i zainteresowania, dzięki czemu razem możemy zdziałać dużo więcej, niż każdy z nas w pojedynkę.
Karolina Kaczmarek: Czy znaliście się na budowie jachtu przed rozpoczęciem? Ktoś z Was budował kiedyś jacht, ma zdolności lub wiedzę? Skąd bierzecie wiedzę jak to wszystko zrobić?
Edyta Krakowiak: Każdy z nas coś tam kiedyś dłubał przy jachtach, ale były to raczej niewielkie remonty, gotowych już jachtów. Prawie wszystkiego musieliśmy nauczyć się od zera. Jednak dzięki temu, że jest nas trójka to wszystko poszło dokładnie trzy razy szybciej. Czego się jedno dowiedziało, przekazywało reszcie. Niezaprzeczalnie mózgiem operacyjno-technicznym naszego projektu jest Rafał. To on prowadził nas za rączkę przez pierwsze podstawowe etapy budowy. Zagadnień jest tak wiele przy budowie jachtu od zera, (i jeszcze wiele przed nami!) Czerpiemy wiedzę od innych. Zarówno od tych co już setki zbudowali, jak i od wszystkich szkutników których spotykamy na swojej drodze. Niezliczoną ilość czasu spędziliśmy wczytując się dokładnie w blogi uczestników poprzednich edycji. To była dla nas największa kopania wiedzy. Szukamy, kombinujemy, uczymy się na własnych błędach.
Karolina Kaczmarek: Wierzycie w swoje umiejętności? Nie boicie się, że coś źle skleicie/dotniecie i cała Wasza ciężka praca pójdzie na marne. Jest takie powiedzenie, że “pierwszy dom buduje się dla swojego wroga, drugi dla przyjaciela, a trzeci dopiero dla siebie”. Ciekawe czy tak też jest w jachtami?
Edyta Krakowiak: Strach, że coś zrobiliśmy nie tak z pewnością pojawi się wielokrotnie, a już na pewno, jak łódka będzie zjeżdżać z oceanicznej fali z prędkością 13-15 węzłów ? Wtedy będziemy sobie przypominać wszystkie nasze drobne niedoróbki ? Całe szczęście kontrolujemy też siebie nawzajem. I szybko jesteśmy w stanie wyłapać czyjeś błędy, te wyłapać łatwiej niż własne. Pierwsze etapy budowy, te konstrukcyjne od których zależy wytrzymałość i poprawność kadłuba robiliśmy…bardzo powoli. Zeszło się nam z tym wiele miesięcy, na pracach które profesjonalnemu szkutnikowi zajęłyby pewnie pare tygodni, albo i mniej. Sprawdzaliśmy wszystko tysiąc razy, poprawiliśmy własne błędy, sprawdzaliśmy sobie nawzajem. Teraz, śmiało możemy powiedzieć, że każdy pożar udało się ugasić… i w miarę wszystko się zgadza.
Karolina Kaczmarek: Macie odpowiedni warsztat/narzędzia?
Edyta Krakowiak: Nasza szkutnia była kompletowana…powoli. Zaczęliśmy od wyrzynarki i szlifierki, gdzie ta pierwsza służy nam do teraz, i wkrętarki pożyczonej od taty chłopaków. Nie mieliśmy za wiele, ale nie potrzebowaliśmy wiele. Twórczość i kreatywność nie zna granic. Powoli zbieraliśmy kolejne narzędzia, pojedyncze rzeczy zostały nam sprezentowane lub pożyczone, wiele kupiliśmy sami, rozkładając koszta w czasie. Na tą chwilę, spokojnie możemy powiedzieć, że mamy niezły dobytek i kawał porządnej szkutni. Wiele rzeczy nam jeszcze brakuje, ale mamy możliwość swobodnej pracy. W ostatnim miesiącu nasza szkutnia zyskała nowy wymiar. Zamiast podwieszonych foli i plandek, mamy solidne ścianki ze styropianu. Małymi kroczkami udało nam się stworzyć to miejsce w którym jesteśmy teraz. Nie chcemy nawet myśleć o tym ile pieniędzy wydaliśmy w trakcie, ale wydatki na szkutnie i łódki nie bolą ani trochę.
Karolina Kaczmarek: Na jakim etapie projektu jesteście? Czy zadowoleni jesteście z dotychczasowych osiągnięć? Czy na tym etapie coś byście zmienili/czegoś żałujecie?
Edyta Krakowiak: Obecnie nasze łódki zbliżają się powoli do etapu w którym będziemy je wyposażać. Pare tygodni nas dzieli od zakończenia prac nad kadłubem. Laminowanie już dawno za nami, pozostała zabudowa wnętrza i będzie można montować biżuterię, elektrykę i zająć się wykończeniem. Skupiamy się na dopięciu finalnie wszystkich elementów projektu, jest tego sporo. Ostatnio pracujemy nad projektem non stop. Zostało niewiele czasu. Próbujemy pozyskać fundusze, aby zapiąć całość. Lekko nie jest, ale widać światełko w tunelu. Doszliśmy do momentu, gdzie naprawdę jesteśmy dumni z tego co osiągnęliśmy. Dla każdego z nas jest to pierwsza łódka zbudowana własnoręcznie od samego początku i mimo burzliwej drogi jaką przeszliśmy, sam widok jachtów i ich jakości jest niesamowity. Tak, jesteśmy z naszej pracy niesamowicie dumni, a najbardziej cieszą słowa ludzi którzy nas odwiedzają, zwłaszcza tych którzy znają się na rzeczy i potwierdzają, że jest dobrze. Ten projekt to nie tylko budowa jachtów, wiele godzin spędzamy wpatrzeni w ekran komputera, wymieniając kolejne maile, telefony. Czy coś byśmy zmienili? Teraz na pewno zrobilibyśmy wszystko szybciej ? Całe szczęście, nie ma chyba takiej rzeczy której byśmy żałowali.
Karolina Kaczmarek: Czy budujecie zgodnie z projektem, czy wszystkie jachty będą w 100% identyczne, czy każdy z Was odrobinę eksperymentuje na własną rękę?
Edyta Krakowiak: Wszyscy budujemy ten sam model jachtu, którego podstawowe parametry są identyczne. Każdy ma ten sam kształt, grubości sklejek czy laminatu. Sztywno trzymamy się wytycznych, co do ważnych elementów konstrukcyjnych. Różnić się będziemy między sobą kosmetyką. Inny kształt daszku, inna zabudowa wnętrza, inne detale.
Karolina Kaczmarek: Studiujecie, pracujecie, macie przyjaciół i rodzinę. Kiedy znajdujecie czas na to wszystko?
Edyta Krakowiak: Czas to nasz największy wróg. Miło by było jakby doba miała np. 34h ? Realia niestety są inne więc każdy z nas musiał coś poświęcić. Projekt wymaga od nas bardzo dużo samoorganizacji, elastyczności i niestety wybierania priorytetów. Nasi znajomi i rodzina są całe szczęście łaskawi i wspierający. Rozumieją. Staramy się tak gospodarować czasem, tak, aby wszystko zmieścić w ograniczonej ilości godzin jaką mamy. Teraz pracujemy i żyjemy na pełnych obrotach, ale mamy perspektywy, które pomagają nam w tym wszystkim wytrwać. Upychamy każdego dnia tyle tylko ile się da.
Karolina Kaczmarek: Liczyliście kiedyś ile godzin poświęciliście (do tej pory) budowie jachtów?
Edyta Krakowiak: Nie chcemy nawet wiedzieć ile czasu nam to wszystko zajęło. To byłaby tylko smutna statystyka. Na pewno dużo ?
Karolina Kaczmarek: A rywalizujecie czy wspieracie się? Wszyscy ten sam cel, ale wygrany w regatach może być tylko jeden. A może wcale nie chodzi o wygraną a o sam udział – jak do tego podchodzicie?
Edyta Krakowiak: Wspieramy się jak tylko możemy. Teraz, działamy wspólnie. Absolutnie nie jesteśmy dla siebie konkurencją i nie podkładamy sobie min. Wręcz przeciwnie. Pomagamy sobie, wspieramy, kontrolujemy. Podzieliliśmy się zadaniami, tak, aby każdy zajął się kilkoma aspektami projektu w imieniu całej grupy. Na wodzie, też będziemy sobie pomagać w aspektach od których zależy na przykład nasze bezpieczeństwo. Gdzieś tam z tyłu głowy będziemy myśleć o sobie nawzajem. Jesteśmy w tym razem. To, że ktoś będzie pierwszy, ktoś drugi, a ktoś ostatni nie ma większego znaczenia, bo będzie to wygrana całego teamu. Wygrana polegająca na tym, że przede wszystkim, że udało się nam zrealizować założony plan. Każdy z nas będzie starał się dać z siebie wszystko. Ściganie się jest dla nas naturalne. I żadne z nas nie potrafiłoby po prostu płynąć flotą, bez próby prześcignięcia innych. Wszystko to jednak utrzymujemy w duchu koleżeństwa i zdrowej sportowej rywalizacji. Gdybyśmy teraz sobie nie pomagali, jeszcze by się okazało, że nie ma się z kim ścigać ? Na metę mamy zamiar wpłynąć jako pierwsze trzy łódki. W jakiej kolejności, to się okaże za rok.
Karolina Kaczmarek: Czy można to nazwać projektem życia, takim, no wiecie… spełnianiem marzeń, wydarzeniem, które niezależnie od tego jak się zakończy (czy wystartujecie w regatach, czy je wygracie lub przegracie) w jakiś sposób zmieniło Wasze życie, a może samych Was już podczas przygotowań?
Edyta Krakowiak: Projekt wywrócił nasze życie do góry nogami. Wiedza, doświadczenie i rozwój wewnętrzny przy realizacji tego typu projektów jest ogromny i przebiega bardzo szybko. Zyskaliśmy wiele zarówno jako szkutnicy, żeglarze, ale też jako ludzie.. I na pewno znacząco nas to zmieniło. Czy nazwalibyśmy to projektem życia? Może i tak, gdyby nasze życie kończyło się zaraz po dopłynięciu na Karaiby ? W planach mamy wiele kolejnych tego typu pomysłów więc, można uznać, że to projekt naszych pierwszych dwudziestu paru lat życia ? Na przepłynięciu Atlantyku samodzielnie zbudowanym jachtem historia teamu 3×100 raczej się nie skończy. Zyskaliśmy wiedzę, umiejętności i już wiemy jak tego typu projekty realizować. Setką przez Atlantyk jest dla nas furtką do realizacji dalszych projektów, wypraw, przygód. W pewien sposób na pewno poligonem doświadczalnym.
Karolina Kaczmarek: Jak dalsze plany rozkładają się w czasie? Kiedy planujecie zakończyć etap budowy, zwodować jachty, testy? Jakie dalsze plany i oczywiście kiedy start regat przez Atlantyk?
Edyta Krakowiak: Najbliższe cztery miesiące to intensywna praca nad wykończeniem jachtów. Chcielibyśmy aby na przełomie kwietnia i maja wszystkie trzy łódki trafiły do wody i przeszły pierwsze testy zaczynając na Zatoce Gdańskiej, a potem wypływając coraz dalej. W planach mamy przepłynięcie całego Bałtyku, pisanie i nagrywanie reportaży z różnych zakątków naszego pięknego morza. Cały przyszły sezon będziemy już faktycznie na pływającej łódce dostosowywać ją pod siebie i wykonywać ostatnie poprawki. Miejmy nadzieję, że uda nam się spędzić te pare miesięcy na wodzie przygotowując jachty do oceanicznego przelotu i też przygotowując samych siebie do samotnej żeglugi w maksymalnym stopniu. Pod koniec października przenosimy się do Portugalii, gdzie na początku listopada startuje pierwszy etap wyścigu, na Wyspy Kanaryjskie. Stamtąd, w grudniu obieramy kurs na Martynikę.
Trzymamy kciuki za projekt i mocno kibicujemy całej trójce! Zaglądajcie na ich Facebook oraz stronę internetową i bądźcie na bieżąco!