Sztorm Grupa
Już dostępna! Aplikacja mobilna do nauki żeglarstwa Sztorm Appka

Sekcja biegowa, czyli co robi wilk morski gdy pada śnieg – biega!

sizer
be85ba8349986_sekcja-biegowa-czyli-co-robi-wilk-morski-gdy-pada-snieg-biega.jpg
Sztorm Grupa

09 grudnia 2016

Jak często pojawiała się w twojej głowie ta myśl: „zacznę od jutra”, albo „kiedyś się za siebie wezmę”?

A później i tak nic się nie działo. Z roku na rok niechęć do ustalania nowych celów nasilała się zwłaszcza, gdy kolejny raz rezygnowałeś z treningu w siłowni lub opuszczałeś zajęcia na basenie (i to już pod koniec stycznia 😉 Nie martw się – taki dylemat przeżywa 97% ludzi. Pytanie, jak długo chcesz się z tą większością utożsamiać? Jeśli ta sytuacja zaczyna ci doskwierać, i chciałbyś WRESZCIE ją zmienić – to jest na to sposób.

Weź udział w programie biegowym organizowanym przez Sztorm Grupę!

Czy pamiętasz, co sprawiło, że zostałeś żeglarzem? Przyznasz, że od podjęcia decyzji, by zapisać się na kurs – do pierwszego rejsu, minęło „trochę” czasu. I gdyby nie środowisko – koledzy, którzy pomagali ci zrozumieć teorię i praktykę, opowieści doświadczonych żeglarzy i wizja, że ty też…kiedyś…, zapewne utknąłbyś w nawale innych obowiązków i zapomniał o całym pomyśle.

Takie środowisko planujemy stworzyć dla tych, którzy nie chcą „zardzewieć” w czasie zimy i planują przygotować się do sezonu letniego. Tak – uważamy, ze najbardziej uniwersalnym sposobem „odrdzewienia” jest rozpocząć przygodę z bieganiem (dla tych, którzy jeszcze nigdy nie biegali), lub usystematyzować swój trening tak, by zacząć odnosić sukcesy w nowej dyscyplinie – a może nawet przebiec…maraton?. Powiesz – NIEMOŻLIWE! Tak samo myśleli dwaj nasi koledzy, ktorych krótkie historie przytaczamy poniżej:

Krzysiek

„Po co tak się męczyć? Takie, trzy lata temu, były moje skojarzenia, kiedy widziałem biegających po Ursynowie ludzi… Przecież to nudne, a do tego pewnie szalenie niebezpieczne, można sobie przecież płuca wypluć, albo nabawić się jakiś innych strasznych urazów. Trzymałem się kurczowo swojej filozofii nic nierobienia, całą szkołę zwolniony z WF, do tego problemy z układem oddechowym i alergią. Wraz z metryką rosła mi waga… przy ok. 94 kg stwierdziłem, że chyba coś trzeba z nią zrobić, bo siedząc przy biurku zawadzałem o nie brzuchem.

Pojawiła się myśl: a może tak jakiś sport? Ruszył proces wyboru aktywności sportowej przy założeniu, że będzie to aktywność: łatwa, nisko-budżetowa, uprawiana samodzielnie, możliwa do wykonania o różnych porach, a do tego na świeżym powietrzu. Wybór nie był zbyt szeroki. O bieganiu myślałem przez chwilę ale na samą myśl o treningu robiło mi się duszno i brakowało oddechu. Taka trauma z dzieciństwa. Jednak spróbowałem, pierwszy trening biegowy wyglądał komicznie, po 300 metrach złapała mnie kolka, po kolejnych 200 nie miałem czym oddychać, wróciłem spacerkiem do domu, dziękując, że żyję.

Pewnego dnia odkryłem, że facet, który mieszka w mojej klatce też biega, był na zupełnie innym poziomie, po stroju i obuwiu wnioskowałem, że chyba kuma, o co w tym wszystkim chodzi, zawodowiec – pomyślałem.

Któregoś dnia zagadaliśmy o bieganiu i umówiliśmy się na wspólny trening… trochę się obawiałem kompromitacji, braku odpowiedniego przygotowania do treningu z prawdziwym pożeraczem leśnych kilometrów, w końcu zaryzykowałem, pobiegliśmy – opłaciło się. Podczas wspólnych biegów dowiadywałem się o ważnych, z punktu widzenia amatora-biegacza sprawach, jak pracować nad szybkością, kondycją, wytrzymałością i nie robić sobie przy okazji krzywdy. Po kilku miesiącach treningów przyszedł czas na pierwszy start w zawodach na 10 km, po ich ukończeniu czułem się jakbym zdał egzamin maturalny na piątkę.

Wówczas od mojego sąsiada padło pytanie: „jakie masz dalsze plany startowe…”? Nooo, a było tak miło, pomyślałem…

Ale właśnie od tego momentu, a właściwie od tego pytania zaczęło się moje świadome bieganie. Przygotowywanie się do kolejnych startów, treningi, poprawa kondycji utrata wagi i poprawa wyników. Po kolejnych miesiącach przebiegłem półmaraton, później przyszedł czas na maratony i biegi górskie.

W ciągu trzech lat przebiegłem kilka tysięcy kilometrów, straciłem 14 kg wagi, zyskałem dobrą kondycję oraz sport, dzięki któremu poprawiłem jakość swojego życia”.

Forest

forest„Jak to się zaczęło? Odpowiem zadając pytanie – co oznaczać może pojęcie „kolejny, noworoczny”?

Tak, trzy lata temu, zaczynałem jak wielu innych składających sobie solenne postanowienia noworoczne – chciałem „coś” ze sobą zrobić. Co? Sam nie wiem? Korpo wycięczało, brzuszek rósł, energii brakło, szczególnie w okresie jesienno – zimowym. No to postanowiłem pobiegać. No i na postanowieniu się skończyło, bo biegania przez ładnych kilka tygodni to szczerze mówiąc nie było. No były próby, całkiem waleczne, poranne wstawanie, ale jakoś nie chciało zaskoczyć.

Teraz z perspektywy czasu wiem, że brakowało mi „przewodnika”, który by mi dostarczył rad co robić, czego nie robić no i zmotywował, żeby się ruszyć.

Czy to już koniec opowieści? Nie, bo jestem ambicior, i znalazłem swój cel, a w zasadzie dwa! Po pierwsze byłem wtedy po operacji kolan (dwóch!), a dokładnie to „uzdatniono” moje łąkotki przyśrodkowe. Cokolwiek to znaczy medycznie, dla mnie było to wyzwanie, chciałem wrócić do aktywności sprzed operacji, nic więcej, tylko znów się „ruszać”. Po drugie, adresuję to może bardziej do męskiej części populacji, jako ambicior, nie mogłem znieść uczucia porażki. Polegało to mianowicie na tym, że swój trening rozpoczynałem przebiegając koło wejścia do zajezdni metra, jeszcze świeży i radosny, gdyż było to po około 500 metrach od startu, a kończyłem, po jakichś 5-6 km, wycieńczony do cna, ponownie mijając owo wejście do zajezdni. I nie mogłem znieść tych spojrzeń ludzi udających się do pracy, gdy wracałem, uczciwie powiem – dysząc i biegnąc dziwnym, nieregularnym krokiem. Ja po prostu chciałem zaimponować tym chłopakom z metra.

No i udało się – dziś, jeśli akurat typ realizowanego treningu na to pozwala, ostatnie 500 metrów (koło metra), przebiegam w bardzo szybkim, kończącym całość tempie. Dopiero teraz okazuje się, czym jest bieganie. Daje ono po prostu na co dzień takiego powera, że po prostu chce się żyć. Aktywnie, zdrowo, wesoło i z uśmiechem. Tak, bo endorfiny (to nie mit), powodują że będąc wewnętrznie spełnieni, zadowoleni, uśmiechnięci – odwzajemniamy te uczucia innym. Śmiem więc twierdzić, że BIEGAJĄC ŻYJE SIĘ LEPIEJ !

Do dzisiaj Przebiegłem 5 maratonów, kilka biegów w górach, z tego szczególną dumą mnie rozpiera start w Krynicy Gorskiej na 64 km , kilka pół maratonów, wiele razy startowałem w biegach na 10 oraz 5km. Mam też i inne hobby i co może Was dziwić, na większość starcza mi czasu. Grunt to chcieć!”

W naszym środowisku takich historii jest więcej – a za kilka miesiecy chętnie wysłuchamy i dołączymy twoją 😉

Zainteresowanych zimowym programem biegowym zapraszamy do naszej sekcji biegowej.